Porządki miłości

„Jak spełnia się miłość“

(fragment warsztatu)

Bert Hellinger

Wielu ludzi uważa, że miłość potrafi wszystko przezwyciężyć. Sądzą oni, że jeśli kocha się wystarczająco mocno, wtedy nic złego nie może się wydarzyć. Doświadczenie pokazuje jednak, że to nie jest prawda. Wielu rodziców doświadcza przecież takich sytuacji, że mimo, że obdarowują swoje dzieci wielką miłością, nie rozwijają się one tak, jakby można było sobie tego życzyć. Wielu z nich doświadcza choroby swoich dzieci, uzależnienia, samobójstwa. Tak więc, aby miłość mogła się spełnić, trzeba obok niej jeszcze czegoś innego, mianowicie wiedzy i uznania nadanego odgórnie porządku miłości.

Porządek i miłość

Miłość wypełnia to, co porządek obejmuje.

Jest ona wodą, a porządek pucharem

Porządek zbiera,

Miłość zaś płynie.

Miłość i porządek działają wspólnie.

Tak jak brzmiąca pieśń poddaje się w pełni harmonii

Tak miłość oddaje się porządkowi.

I tak jak nasze ucho z trudem przyzwyczaja się

Do dysonansów, nawet jeśli da się je wyjaśnić,

Tak samo naszej duszy ciężko jest

Oswoić się z miłością i porządkiem.

Niektórzy z porządkiem tym obchodzą się tak

Jakby był tylko i wyłącznie jakimś poglądem,

Który wedle własnego uznania mogą zmieniać czy też posiadać.

Porządek ten jest jednak nam dany

Działa, nawet jeśli go nie pojmujemy

I nie jest tym, co wymyślone, a tym, co zastaliśmy.

A odkryć go możemy, tak jak duszę i zmysł,

Wyłącznie poprzez jego działanie.

Przekład – Zenon Mazurczak

Wiele z tych porządków pozostaje w ukryciu i nie można ich zbadać. Działają głęboko w duszy, często przytłoczone myślami, zarzutami i lękami. Aby móc w pełni ich doświadczyć, należy dotknąć głębi duszy.

Przyjmowanie życia

Najpierw chciałbym powiedzieć coś na temat porządków miłości między rodzicami i dziećmi, ale z punktu widzenia dziecka, na płaszczyźnie dziecko – rodzice. Będę przy tym posługiwał się truizmami, stwierdzeniami tak oczywistymi, że aż prawie muszę się wstydzić o nich mówić. Powiem jednak o tym, bo mimo, że tak oczywiste, często o nich zapominamy.

Porządek miłości między rodzicami a dziećmi polega po pierwsze na tym, że rodzice są tymi którzy dają, a dzieci tymi, które biorą. Rodzice dają swoim dzieciom to, co sami wcześniej dostali od swoich rodziców i co jako para przyjmują od siebie nawzajem. Dzieci zaś w pierwszej kolejności przyjmują swoich rodziców jako rodziców, w drugiej biorą wszystko to, co od nich dostają i co z kolei przekażą dalej swoim dzieciom, kiedy już sami będą rodzicami.

Kto daje, temu wolno obdarowywać, bo już wcześniej wziął, a kto bierze, temu wolno przyjmować, bo później sam będzie dawał. Kto był wcześniej, ten musi dać więcej, gdyż sam już przyjął więcej, a ten, który przyszedł później, musi jeszcze więcej wziąć. On jednak także, kiedy już wystarczająco dużo przyjmie, później da tym, którzy przyjdą po nim. W ten oto sposób wszyscy, bez względu na to, czy dają czy biorą, podporządkowują się temu samemu porządkowi i temu samemu prawu, właśnie poprzez branie i dawanie.

Porządek ten obowiązuje też między rodzeństwem. Kto był pierwszy, musi następnym dać więcej, jednocześnie przyjmując od tego, kto był przed nim. Kto daje, sam już wcześniej otrzymał, a kto bierze, ten musi później dać. Stąd pierwsze dziecko daje drugiemu, drugie bierze od niego i przekazuje trzeciemu. Tym samym to trzecie dostaje zarówno od pierwszego, jak i od drugiego. Najstarsze dziecko daje najwięcej, najmłodsze najwięcej otrzymuje. Teraz to trzecie, jeśli nie ma już więcej rodzeństwa, powinno zaopiekować się rodzicami, kiedy ci będą już starzy.

Oddanie czci

Drugi porządek miłości między rodzicami i dziećmi oraz pomiędzy rodzeństwem polega na tym, że każdy kto przyjmuje, czci dar i tego, od kogo go otrzymał. Kto przyjmuje w ten sposób, ten wydobywa na jaw to, co dostał i pozwala, aby dar promieniał. Nawet jeśli podarunek ten przechodzi w ręce kolejnego, jego blask spada z powrotem na dawcę i w ten sposób ten pierwotny darczyńca pozostaje w świadomości wszystkich. Tak, jak w wierszu o rzymskiej fontannie: dolna czara odbija w wodzie, którą przyjęła, wodę górnej, a tym samym niebo, które się w nich obu odbijało.

Trzeci porządek miłości w rodzinie to zasada hierarchii, która płynie dokładnie tak samo jak dawanie i branie, z góry do dołu. Stąd rodzice mają pierwszeństwo przed dziećmi, a pierwsze dziecko przed drugim. 

Nurt dawania i brania płynie od góry ku dołowi, strumień czasu od tych, którzy byli wcześniej ku tym, którzy przyszli później. Dawanie i branie, a wraz z nimi czas, zawsze płyną dalej i dalej, nigdy nie wracając.

Przyjmowanie życia

Kiedy rodzice dają, dzieci zaś biorą, to w tym wypadku nie mamy do czynienia z jakimkolwiek braniem i dawaniem, ale z dawaniem i przyjmowaniem życia. Kiedy rodzice obdarowują swoje dzieci życiem, wtedy oddają im coś, co nie należy do nich. Ofiarowują siebie samych takimi, jacy są, niczego nie dodając ani niczego nie odejmując z całości. Stąd do życia, jakie przekazują, nie są w stanie niczego dodać, nie są także w stanie niczego z niego ująć ani zatrzymać dla siebie. Analogicznie, także i dzieci nie mogą do otrzymanego życia niczego dołożyć, nie mogą także niczego oddalić czy odrzucić. Dzieci nie tylko mają swoich rodziców, one wręcz są swoimi rodzicami.

Porządek miłości oznacza również i to, że dziecko przyjmuje swoje życie takim, jakie zostało mu przez rodziców podarowane jako całość, godząc się na rodziców takich, jakimi są, bez rozróżniania, bez jakichkolwiek roszczeń, niczego się nie obawiając i przed niczym nie broniąc.

Takie branie jest aktem pokory. Oznacza zgodę na życie i na los, takie, jakie zostały mi przez rodziców podarowane. To również akceptacja wyznaczonych mi granic,  możliwości, uwikłań w losy rodziny, winy jaka na niej ciąży, tego, co ciężkie i co łatwe, wszystkiego w równym stopniu.

Działanie takiego przyjmowania jesteśmy w stanie doświadczyć, kiedy wyobrazimy sobie, jak klękamy przed naszymi rodzicami, jak kłaniamy się przed nimi głęboko, aż do samej ziemi, wyciągamy przed siebie ramiona, z otwartymi dłońmi skierowanymi w ich kierunku i mówimy: „Oddaję Wam cześć“. Potem wstajemy, patrzymy w oczy matce i ojcu, dziękując im równocześnie za wielki dar życia.

Wzbranianie się przed

Niektórzy z nas obawiają się, że jeśli przyjmą rodziców w taki właśnie sposób,  wtedy przejść może na nich również coś złego, coś czego się lękają, coś przed czym chcieliby uciec, na przykład jakaś swoista cecha, niepełnosprawność albo wina. Przyjmując taką postawę zamykają się jednak również i na to, co dobre przychodzi do nich od rodziców, a co za tym idzie, nie są w stanie wziąć swojego życia w jego pełni.

Wielu z tych, którzy wzbraniają się przed takim całkowitym przyjęciem rodziców, na różne sposoby szuka sobie wyrównania tego, czego im brakuje. Wtedy zaczynają na przykład dążyć do samourzeczywistnienia albo do oświecenia, co w rzeczywistości nie jest niczym innym, jak poszukiwaniem nieprzyjętego do swego serca ojca czy też nieprzyjętej matki. Kto odrzuca swoich rodziców, ten odrzuca siebie samego i czuje się niespełniony, ślepy i wewnętrznie pusty.

To, co szczególne

Jest jeszcze coś, o czym należy pamiętać. Chodzi o tajemnicę. Nie umiem tego uzasadnić, jednak gdy o tym mówię, wiem dobrze, że mam rację. Każdy jest w stanie poczuć, że ma w sobie także coś bardzo wyjątkowego, co nie pochodzi od jego rodziców. Również na to musimy się zgodzić. Może to być zarówno coś lekkiego i dobrego, jak i ciężkiego i złego. Nie w naszej mocy jest dokonanie wyboru co do formy i postaci, jaką ma to przyjąć. Jednak bez względu na to, czym się zajmujemy, za czym się opowiadamy, a co odrzucamy, czy tego chcemy czy nie, w każdym przypadku zostajemy wzięci w służbę. Odczuwamy to jako zadania czy też nasze powołanie, które nie opierają się ani na naszych zasługach, ani na naszej winie, nawet jeśli jest to na przykład coś ciężkiego czy okrutnego. Jesteśmy w służbie tak, czy inaczej. 

Dobre dary rodziców

Rodzice nie tylko ofiarowują nam życie, także żywią nas, wychowują, chronią, martwią się o nas i dają nam schronienie. Stosowne jest przyjmowanie tego wszystkiego takim, jakie od nich otrzymujemy, mówiąc im tym samym: „Biorę to wszystko z miłością”. Jest to ta forma przyjmowania, która równocześnie pozwala na wyrównanie, gdyż rodzice czują się dzięki temu uszanowani i obdarowują swoje dziecko tym chętniej.

Kiedy umiemy odbierać od rodziców w taki właśnie sposób, to mimo, że nie zawsze dostajemy tyle, ile byśmy chcieli albo ile sobie życzymy, z reguły to, co otrzymaliśmy, powinno nam wystarczyć.

Kiedy dziecko dorośnie, mówi swoim rodzicom: „Otrzymałem od Was wystarczająco dużo. Zabieram to teraz do mojego życia”. Ponieważ dziecko zadowala się tym, co ma i czuje się bogate, może dodać: „Resztę zrobię już sam”. To też jest piękne zdanie. Daje dziecku samodzielność, dzięki której może ono jeszcze powiedzieć: „Teraz pozostawiam Was już w spokoju i w pokoju.” Uwalnia się w ten sposób od rodziców, a mimo to może ich zachować. Oni z kolei zachowują swoje dziecko.

Kiedy jednak zwraca się do nich z żądaniem: „Musicie mi dać jeszcze więcej”, wtedy serce rodziców się zamyka. Nie są już w stanie dalej obdarowywać z radością. Samo dziecko, jeśli dostanie więcej, też już nie może przyjąć. Inaczej musiałoby odejść od swoich roszczeń i zapomnieć o nich.

Kiedy jednak trwa uparcie przy swoich żądaniach, nie jest w stanie uwolnić się od rodziców, bowiem stawiane im wymagania jeszcze mocniej je z nimi łączą. Mimo ciągle istniejącej więzi, nie ma ono swoich rodziców w pełni, tak jak i oni nie mogą mieć w pełni swojego dziecka.

To, co należy wyłącznie do rodziców

Oprócz tego, co rodzice mają i kim są, posiadają również coś osobistego, co udało im się zdobyć w życiu poprzez jakąś zasługę. Jednocześnie posiadają też i to, co było dla nich bolesną stratą. Tutaj wszystko należy wyłącznie do nich samych, dzieci zaś biorą w tym udział jedynie w jakiejś części. To jest to, czego rodzice nie mogą swoim dzieciom dać i czego one nie mogą od nich wziąć. W tym wypadku każdy jest kowalem swojego losu – swojego szczęścia i swojego nieszczęścia.

Kiedy dziecko przywłaszczy sobie osobiste dobro, zasługi i zobowiązania rodziców jako własne, nie wkładając w to wysiłku ani nie przeżywając przy tym swojego własnego losu i cierpienia, wtedy roszczenia dziecka są bezprzedmiotowe i bezpodstawne.

Dawanie i branie służące w rodzinie podtrzymaniu życia, obraca się natychmiast w coś przeciwnego, zwłaszcza wtedy, kiedy ktoś, kto żyje później, przejmuje coś złego dla tego, kto był wcześniej. Przykładem może być tu dziecko, które bierze na siebie winy rodziców, chorobę, los czy też zobowiązania, także należącą wyłącznie do nich nieprawość. Ten, który był wcześniej nie przejął tego wszystkiego od osoby, która była przed nim, aby następnie przekazać tym, którzy przyszli później, mimo że należy to wyłącznie do jego osobistego losu i pozostaje w obrębie jego własnej odpowiedzialności. Jest to także część jego godności i ma w sobie szczególną siłę, kiedy pozostawia dla siebie to, co należy do niego samego, innym zaś to, co należy do nich. To szczególne dobro, jakie z tego wypływa może on następnie przekazać dalej, już bez konieczności płacenia ceny, jaką on sam musiał wcześniej zapłacić. 

Kiedy ktoś, kto pojawił się później, przejmuje z miłości coś, co należy do tego, kto był wcześniej, wtedy miesza się w sprawy tych, którym tak naprawdę podlega, zabierając im tym samym siłę i godność. Jednemu i drugiemu pozostaje zatem tylko cena, którą muszą zapłacić, nie dostając w zamian nic, nawet tego, co w tym złym mogło przynieść dobro.

Arogancja

Kiedy ten, który przyszedł później, chce dawać wcześniejszemu, zamiast od niego przyjmować i darzyć szacunkiem, a dodatkowo jeszcze czuje się, jak gdyby był mu równy czy nawet miał nad nim przewagę, wtedy zakłócony zostaje porządek dawania i brania. Kiedy na przykład rodzice biorą od swoich dzieci, dzieci zaś dają im to, czego od nich nie otrzymały, wtedy ci pierwsi sami stają się jak dzieci, dzieci zaś stają się rodzicami. W takim przypadku dawanie i branie biegnie w zupełnie odwrotnym kierunku, wbrew sile ciążenia i jest jak potok, który chce płynąć w górę zamiast w dół, nie docierając w ten sposób tam, dokąd zmierzał.  

Niedawno, w prowadzonym przeze mnie warsztacie, brała udział pewna kobieta, której ojciec był niewidomy, a matka niesłysząca. Obydwoje wyśmienicie się uzupełniali, mimo to kobiecie zdawało się, że musi się koniecznie o nich troszczyć. Ustawiłem wtedy tę rodzinę, jak to zazwyczaj robię, kiedy chcę, aby na światło dzienne wydobyte zostało to, co pozostaje w ukryciu. Podczas ustawienia dziecko zachowywało się tak, jakby było dorosłe, zaś jego rodzice mali. Matka powiedziała jednak dziecku: „My z tatą sami już sobie z tym poradzimy”. Ojciec dodał natomiast: „Damy sobie z mamą radę”. Nie potrzebujemy do tego Ciebie”. Kobieta  była bardzo rozczarowana. Została tym samym znów zdegradowana do roli dziecka.

W nocy nie mogła spać, a następnego dnia zapytała mnie, czy nie mógłbym jej pomóc. Powiedziałem: „kto nie może spać, temu się wydaje, że musi czuwać”. Potem opowiedziałem jej krótką historię Wolfganga Borcherta pod tytułem „W nocy przecież szczury śpią”. Jest to opowieść o chłopcu, który po wojnie w Berlinie siedział i pilnował ciała swojego zmarłego brata. Nie chciał dopuścić do tego, aby szczury zbezcześciły jego zwłoki. Czuwał aż do wyczerpania, gdyż uważał, że takie właśnie ma do spełnienia zadanie. Pewnego dnia przyszedł do niego życzliwy człowiek i powiedział: „Przecież szczury w nocy śpią”. Wtedy dziecko zasnęło spokojnym i głębokim snem.

Następnej nocy kobieta także mogła wreszcie zasnąć.  

Kiedy dziecko narusza reguły, jakimi rządzi się dawanie i branie, wtedy musi samo siebie ukarać, często w taki sposób, że ponosi porażki i przeżywa niepowodzenia, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, czym są one spowodowane. Nie zauważa bowiem uzurpacji, jakiej się dopuszcza, a dzieje się tak dlatego, że jego działania są pełne dobrej woli. Nie da się jednak pokonać porządku miłością, gdyż w duszy działa zmysł równowagi, który nawet za cenę szczęścia i życia, pomaga porządkowi w dochodzeniu jego praw i w wyrównaniu. Walka miłości przeciwko porządkowi to zarazem początek i koniec każdej tragedii, od której jest tylko jedna droga ucieczki: należy poznać porządek i kroczyć za nim z miłością. Poznanie porządku jest mądrością, zaś podążanie za nim z miłością, jest pokorą.

Wspólnota losu

Rodzice i dzieci tworzą wspólnotę losu, w obrębie której wszyscy są na siebie zdani i, wedle swoich możliwości, przyczyniają się do jej wspólnego dobra. Każdy tu coś bierze i coś otrzymuje. Dzieci dają w taki sposób, że opiekują się rodzicami, kiedy są starzy, a rodzice mają prawo przyjmować ten dar od dzieci, a nawet się go domagać.

To tyle na temat porządków między dziećmi i rodzicami.

Ród

Druga ważna dla nas relacja powstaje równocześnie z tą, jaka buduje się pomiędzy nami, a naszymi rodzicami. Nie należymy przecież jedynie do naszych rodziców, ale poprzez nich  jednocześnie do klanu rodzinnego, zaś nasza rodzina to złączone w jedno dwa rody – ten od strony matki i ten od strony ojca.

Ród zachowuje się tak, jakby utrzymywany był przez jakąś wiążącą wszystkich jego członków siłę oraz przez zmysł porządku i równowagi, objawiający się w ten sam sposób we wszystkich, którzy do niego należą. Kogo siła ta połączy i kogo zmysł ten uwzględni –  przynależy, kogo zaś ona nie zauważa i kogo oddziela – ten nie ma prawa wstępu do rodziny. Po zasięgu tej siły i jej zamyśle możemy poznać, komu wolno jest nazywać się członkiem danego rodu, a komu nie.

Z reguły do rodziny należą:

  1. dziecko i jego rodzeństwo, również zmarłe dziecko, to które urodziło się nieżywe, zostało usunięte oraz poronione;
  2. rodzice i ich rodzeństwo, również rodzeństwo zmarłe, usunięte, poronione, to które urodziło się martwe oraz każde, które przyszło na świat spoza związku małżeńskiego rodziców, także rodzeństwo przyrodnie;
  3. dziadkowie;
  4. czasami też jedno z pradziadków;
  5. do całości należą też ci, którzy nie są naszymi krewnymi, ale zrobili innym w rodzinie miejsce, na przykład wcześniejsi partnerzy rodziców czy też dziadków oraz wszyscy ci, których śmierć albo nieszczęście przyniosły naszej rodzinie korzyści czy też zyski.

Więź rodowa

Członkowie danego rodu są ze sobą związani tak, jakby tworzyli coś w rodzaju wspólnoty losu, w której zły los jednego z nich dotyczy wszystkich innych i powoduje jednocześnie, że chcą go z nim dzielić. Kiedy na przykład w jakiejś rodzinie jedno z rodzeństwa wcześnie umiera, wtedy ci, którzy pozostali, chcą za nim podążyć. Również rodzice albo dziadkowie pragną czasami umrzeć, by połączyć się ze swym zmarłym dzieckiem albo wnukiem. A jeśli na przykład jedno z partnerów w związku umiera, często drugie także chce odejść. To tak, jakby żyjący mówili zmarłym: „Podążam za Tobą”. Wielu cierpiących na ciężką lub nieuleczalną chorobę, tych, którzy przeżyli ciężkie wypadki albo zagrożeni są samobójstwem, byli pod presją więzi losu i miłości, mówiąc wewnętrznie komuś z rodziny: „Podążam za Tobą”.

Łączy się z tym ściśle wyobrażenie, że jeden może zastąpić drugiego, biorąc za niego na siebie cierpienie, pokutę i śmierć, co w konsekwencji pozwoli mu wybawić tę drugą osobę od jej złego losu. Wewnętrzne zdanie, które kryje się za takim zachowaniem brzmi: „Już lepiej ja, niż Ty”.

Kiedy dziecko widzi, że jeden z członków rodu ciężko choruje, wtedy mówi wewnętrznie, w sobie: „Lepiej żebym to ja był chory, niż Ty”. Kiedy zaś widzi, że ktoś wziął na siebie ciężką winę, za którą musi odpokutować, wtedy zdanie brzmi: „Lepiej będzie, jeśli odpokutuję ja, niż Ty”. Jeśli dziecko widzi, że bliska mu osoba z rodziny chce odejść albo umrzeć, wtedy mówi ono w swoim sercu: „Lepiej zniknę ja, niż Ty”.

Uderzające w tym wszystkim jest to, że właśnie najmłodsi członkowie rodziny – czyli dzieci – chcą cierpieć, pokutować a nawet umrzeć w zastępstwie kogoś innego. Taki rodzaj zastępstwa uwidacznia się też wyraźnie w związku pary.

Należy przy tym zdawać sobie sprawę z faktu, iż cały proces odbywa się podświadomie, a osoby, których dotyczy, nie są w stanie ani go dostrzec, ani pojąć. Kto jednak rozumie, jak działa więź losu, może się w pełni świadomie od niej uwolnić. Takie uwikłania w losy innych, zauważyć można szczególnie wyraźnie podczas pracy ustawieniowej, gdyż to właśnie wtedy mogą one ujrzeć światło dzienne. 

Równe prawo przynależności

W rodzie istnieje podstawowa zasada, wedle której każdy, kto doń należy, ma takie samo prawo przynależności. W wielu rodzinach i rodach odmawia się jednak ich członkom tego przywileju, na przykład wtedy, kiedy kobieta mówi do dziecka swojego męża, które pochodzi z poprzedniego związku: „Nie chce słyszeć ani jednego słowa o tym dziecku i jego matce. Oni tu nie należą”. Także wtedy, kiedy ktoś z członków rodziny przeżył ciężki los, na przykład pierwsza żona dziadka, która zmarła w połogu. Jej los napawa lękiem i wszyscy należący do rodziny wolą na jej temat milczeć, jakby już nie należała do całości. Przykładem jest tu też sytuacja, kiedy rodzina mówi do tego, którego zachowanie odbiega od przyjętych norm, jest odrażające lub złe: „Wstydzimy się tego, jaki jesteś i dlatego nie ma tu dla ciebie miejsca”. 

Taka moralność oznacza więc w praktyce: „Mamy większe prawo przynależeć, niż wy” oraz „Wy macie mniejsze prawo przynależności, niż my”. Oznaczać to też może: „Straciliście swoje prawo przynależności”. Dobrze oznacza wtedy zatem: „Mam większe prawo”, a źle oznacza: „Ty masz mniejsze prawo”.

Często prawo przynależności odbierane jest przedwcześnie zmarłym dzieciom albo tym, które urodziły się martwe. Ma to miejsce wtedy, kiedy po prostu się o nich zapomina. Czasami rodzice nadają jego imię dziecku, które pojawia się na świecie później. To tak, jakby mówili oni temu zmarłemu: „Nie należysz już do nas, znaleźliśmy za ciebie zastępstwo”. Wtedy to, które odeszło traci wszystko, łącznie ze swoim imieniem.  

Kiedy członkowie rodu odmawiają komuś, kto był wcześniej, prawa przynależności poprzez lekceważenie go, dlatego, że obawiają się jego losu albo nie chcą uznać, że zrobił on miejsce następnemu, także gdy nie chcą się przyznać do tego, jak wiele mu zawdzięczają, wtedy ktoś, kto przychodzi po nim, pod wpływem zmysłu wyrównania, czuje się zobowiązany do identyfikacji. Często nawet tego nie zauważając i nie będąc w stanie się przed tym obronić. Wszędzie tam, gdzie odmawia się jakiemuś członkowi przynależności, powstaje nieodparta potrzeba zbudowania na nowo kompletności i wyrównania nieprawości. Odbywa się to w taki sposób, że wykluczeni są reprezentowani i naśladowani przez innych członków rodziny. 

Ci, którzy w rodzinie przeżyją, mają wyrzuty sumienia w stosunku do tego, kto odszedł przedwcześnie, gdyż uznają, że zachowali swoje życie niesłusznie. Wtedy nierzadko, pragnąc wyrównania tej nieprawości, ograniczają siebie albo nie żyją pełnią życia, nie wiedząc nawet, dlaczego tak się dzieje.

Wykluczeni będą reprezentowani

Panuje zatem w rodzie pewien archaiczny porządek, który pomnaża nieszczęście i cierpienie swoich członków, zamiast ich przed nimi bronić. Gdy pod presją ślepego zmysłu wyrównania ktoś podporządkowany chce uporządkować coś z przeszłości, co należy do kogoś, będącego nad nim, wtedy zło nie ma końca. Porządek ten zachowuje swoją siłę tak długo, dopóki nie zostanie uświadomiony. Kiedy jednak ujrzy już światło dzienne, możemy go wypełniać w zupełnie inny sposób, nie ściągając na siebie jego złych skutków. Wtedy do głosu dochodzą porządki, które przyznają takie samo prawo zarówno tym, którzy byli wcześniej, jak i tym, którzy przyszli po nich. Nazywam te porządki – porządkami miłości. W odróżnieniu do ślepej miłości, która zło wyrównuje złem, ten rodzaj miłości jest miłością świadomą. Wyrównuje w sposób uzdrawiający i to, co złe zastępuje tym, co dobre, dzięki czemu zło może się wreszcie zakończyć.

Pokażę to na kilku przykładach. Najpierw odniosę się do zdań: „Podążam za Tobą” oraz  „Już lepiej ja, niż Ty”.

Kiedy ktoś wewnętrznie, w sobie, mówi takie zdania, wtedy każę mu je powtórzyć w obliczu osoby, za którą chce podążać albo zamiast której chce cierpieć, pokutować a może nawet umrzeć. Kiedy bowiem wypowiada te zdania, jednocześnie patrząc jej w oczy, wtedy nie jest już w stanie myśleć i działać tak, jak to miało miejsce dotychczas. Jest bowiem w stanie wreszcie zauważyć, że ta osoba także kocha i że z tego powodu odrzuciłaby jego ofiarę. Następnym krokiem jest wypowiedzenie słów: „Ty jesteś duży, a ja jestem mały. Składam pokłon przed Twoim losem i biorę mój takim, jaki został mi podarowany. Proszę pobłogosław mnie, kiedy ja zostanę, a Tobie pozwolę już odejść – z miłością”. Wtedy jest połączony z tą osobą o wiele większą miłością, ona zaś nie zagraża jego szczęściu, a jedynie z miłością nad nim czuwa.

Kiedy ktoś chce iść za zmarłym w śmierć, na przykład dziecko –  za rodzeństwem, które zbyt szybko odeszło, wtedy może ono powiedzieć: „Jesteś moim bratem – jesteś moją siostrą – szanuję Cię jako mojego brata – jako moją siostrę – masz w moim sercu swoje miejsce. Kłaniam się przed Twoim losem, jaki by on nie był, a ja pozostaję przy moim losie, takim, jaki został mi zapisany”. Teraz już zmarli mogą przyjść do żywych, aby z miłością nad nimi czuwać.

Kiedy dziecko czuje się winne, gdyż żyje, a jego rodzeństwo musiało umrzeć, może powiedzieć temu zmarłemu: „Kochany bracie, kochana siostro, Ty nie żyjesz, a ja jeszcze trochę pożyję i też kiedyś odejdę”. Wtedy kończy się uzurpacja względem zmarłych, a to z kolei pozwala dziecku żyć dalej, już bez poczucia winy. 

Kiedy na przykład jakiś członek rodu zostanie wykluczony albo zapomniany, wtedy kompletność zbudować można na nowo w taki sposób, że ci których odrzucono, zostaną  uszanowani i uczczeni. Jest to proces, który odbyć się musi przede wszystkim w naszym wnętrzu, w nas samych. Wtedy to na przykład druga kobieta musi powiedzieć pierwszej, zwłaszcza gdy wyrządzono jej coś złego: „Ty jesteś ta pierwsza, ja ta druga. Uznaję w pełni, że zrobiłaś dla mnie miejsce oraz że wyrządzono Ci nieprawość, i że mam mojego męża dla siebie Twoim kosztem”. Może też dodać: „Proszę bądź dla mnie życzliwa, kiedy będę mogła mieć Twojego męża jako mojego męża, i kiedy będę go mogła dla siebie zatrzymać. Patrz proszę przyjaźnie także na nasze dzieci.” W ustawieniach rodzin można zobaczyć, jak bardzo zmienia się twarz tej pierwszej kobiety i jak zaczyna się ona zgadzać na to, co jest, właśnie dlatego, że została uszanowana. Wraca wtedy porządek i żadne z dzieci nie musi jej już reprezentować.


Rozwiązanie

Uwolnienie się z takiego uwikłania możliwe jest wtedy, kiedy przywrócony zostanie podstawowy porządek, czyli kiedy wykluczeni zostaną ponownie przyjęci i uszanowani.

Na przykład w przypadku wcześniejszego partnera druga żona musiałaby powiedzieć do pierwszej: „Mam mojego męża twoim kosztem. Szanuję to i uznaję, że uczyniona ci została nieprawość. Proszę bądź życzliwa dla mnie i dla moich dzieci”. Pozwoli to na uczczenie pierwszej żony i uznanie jej jako tej, która należy do całości.

Ważne jest, aby dziecko powiedziało również: „ Należę do mojej mamy i mojego taty. To, co jest między wami, dorosłymi, mnie nie dotyczy. Ty jesteś moją mamą, a ja twoim dzieckiem, ty jesteś moim tatą, a ja twoim dzieckiem, proszę przyjmijcie mnie jako swoje dziecko”. Wtedy żadne z rodziców nie musi już widzieć w dziecku wcześniejszego partnera, nie spotykają się już z nienawiścią i żalem, które być może wcześniej w sobie nosili. Dziecku wolno jest być dzieckiem, ojcu ojcem, matce, matką.

Dziecko powinno powiedzieć ojcu: „To jest moja matka. Nie mam nic wspólnego z twoją wcześniejszą żoną. Ja biorę sobie moją matkę za moją matkę. Ona jest dla mnie tą właściwą, jako matka” Do matki zaś wypowiada słowa: „Z tą inna kobietą nie mam nic wspólnego”. Inaczej będzie ono rywalką matki i nie będzie dla niego miejsca na bycie dzieckiem. Matka zaś będzie, być może w sposób nieuświadomiony, widziała we własnym dziecku inną kobietę, wchodząc z nim w konflikt rywalizujących ze sobą kochanek. Kiedy jednak dziecko powie: „Ty jesteś moją matką, a ja twoim dzieckiem, z tą inną nie mam nic wspólnego. Biorę sobie ciebie jako moją matkę, a ty weź mnie proszę jako swoje dziecko.” Wówczas zbudowany zostanie porządek.

Są jednak o wiele cięższe uwikłania. Na przykład wtedy, kiedy w jakiejś rodzinie umiera przedwcześnie dziecko. Te dzieci, które pozostają, mają często poczucie winy, że one zostały przy życiu, kiedy tamto odeszło. Mniemają, że mają w ten sposób jakąś korzyść, bo żyją, a tamto rodzeństwo poniosło wraz ze swoją śmiercią jakąś stratę. Chcą zatem mu to wyrównać na przykład w taki sposób, że źle się mają, chorują, albo chcą umrzeć, same nawet nie wiedząc dlaczego.

Rozwiązaniem byłoby w tym przypadku powiedzenie zmarłemu rodzeństwu: „Jesteś moją siostrą, jesteś moim bratem, szanuję cię jako moją siostrę, szanuję cię jako mojego brata. W moim sercu masz swoje miejsce. Kłaniam się przed twoim losem, takim jaki on był, sam pozostając przy moim losie, takim, jaki jest mi pisany”. Wtedy to zmarłe dziecko zostanie uszanowane, a to które pozostało przy życiu może dalej żyć, już bez poczucia winy.

Magiczny obraz świata i jego skutki

Za potrzebą wyrównania przynoszącą choroby kryje się magiczne wyobrażenie, że w ten sposób mogę uwolnić innych od ich ciężkiego losu, zwłaszcza wtedy, kiedy wezmę go na siebie. W takim momencie dziecko mówi na przykład do swojej chorej matki: „Lepiej żebym to ja był chory, niż ty. Lepiej żebym umarł ja, niż ty”. Albo kiedy mama chce odejść, wtedy dziecko popełnia samobójstwo, aby jego mama mogła pozostać przy życiu.

Przykładem może tu być anoreksja. Osoba cierpiąca na taką chorobę niejako znika, staje się jej coraz mniej i mniej, aż umrze. W swojej duszy dziecko to mówi do taty lub mamy: „Lepiej żebym zniknął ja, niż ty”. Kryje się za tym głęboka miłość. Tylko kiedy dziecko już odejdzie, to co to daje? Całe to poświęcenie okazuje się być całkowicie daremne.

Kiedy pracuję z osobą anorektyczną, każę jej popatrzeć w oczy matki lub ojca i powiedzieć: „Lepiej ja niż ty“. I gdy staje ona i patrzy na nich tak naprawdę, wtedy nie jest już w stanie wypowiedzieć tych słów, ponieważ zauważa: matka czy też ojciec nie chcą tego od niej przyjąć. W tym magicznym życiu absolutnie nie zauważa się, że ci inni odrzucają takie poświęcenie, ponieważ też kochają, nie mówiąc już o tym, że wiedzą jak bardzo na darmo byłaby taka ofiara.

Gdy matka umiera przy porodzie, to dziecku jest bardzo ciężko przyjąć swoje życie. Musiałoby ono popatrzeć matce w oczy i powiedzieć: „Mamo, nawet za taką cenę przyjmuję moje życie i zrobię z niego coś, co będzie na twoją pamiątkę. Powinnaś wiedzieć, że to wszystko nie było na darmo”. To jest miłość na wyższym poziomie, taka która wymaga pożegnania się z magicznym myśleniem, odejścia od mieszania się w losy innych i prób zmieniania ich. Jest to przejście od miłości, która przynosi chorobę, ku tej, która uzdrawia. 

Magiczne wyobrażenie i miłość połączone są z uzurpacją, uczuciami władzy i wyższości. Dziecko naprawdę uważa, że dzięki swojej chorobie lub śmierci, może zbawić kogoś innego. Taka rezygnacja spełnia się poprzez pokorę.

Mężczyźni i kobiety

Chciałbym tu też powiedzieć coś na temat porządków miłości w relacji pary. To bardzo bliski nam temat, a mimo to niektórzy wstydzą się go, jakby był jakąś tajemnicą. To, co różni mężczyzn i kobiety – tak naprawdę różni – jest ukrywane. Można też powiedzieć, że jest chronione. Chodzi tu o wstyd, wstyd w tym kontekście, że należy coś zachować i ukryć, aby nic złego się nie wydarzyło.

Niektórzy wypowiadają się na temat popędu seksualnego w sposób negatywny i zapominają, że jest to ta siła, najgłębsza siła, która wszystko utrzymuje ze sobą i wszystkim kieruje. Taka, która wszystkich bierze sobie w służbę i nikt nie może się przed tym bronić. Z rozsądku nikt nie brałby ślubu i nie miałby dzieci. Wszystko powstaje dzięki temu popędowi. Jesteśmy z nim, wraz z duszą świata, najgłębiej w harmonii. Popęd jest tym, co najbardziej duchowe. Wszelka próba rozsądnego myślenia i głębszego zastanowienia jest niczym w obliczu tej siły, która się za popędem.

Do porządku miłości między mężczyzną a kobietą należy w pierwszej kolejności to, że mężczyzna uznaje, iż brakuje mu kobiety i że sam z siebie nie jest w stanie osiągnąć tego, co ma kobieta. I aby kobieta przyznała, że brakuje jej mężczyzny oraz że sama z siebie nie jest w stanie osiągnąć tego, co ma mężczyzna. Wtedy dopiero przeżywają oni siebie wzajemnie jako tych, którzy są niekompletni i są w stanie to także przyznać.

Kiedy mężczyzna przyzna, że potrzebuje kobiety i dopiero dzięki niej stanie się mężczyzną i kiedy kobieta przyzna, że dopiero dzięki mężczyźnie staje się kobietą, wtedy łączą się oni ze sobą poprzez wzajemną potrzebę. Dokładnie wtedy, kiedy obydwoje zgodzą się na taki stan rzeczy. Wtedy mężczyzna otrzymuje od kobiety w darze jej kobiecość, a kobieta dostaje w darze od mężczyzny jego męskość.

Teraz wyobraźcie sobie, że mężczyzna sam rozwija w sobie to, co kobiece, a kobieta w sobie to, co męskie, co przecież tak wielu uznaje za obraz ideału, i obydwoje chcą się połączyć. Jak głęboką relację są w stanie ze sobą nawiązać? W gruncie rzeczy już siebie nie potrzebują. Kiedy jednak on rezygnuje z tego, co w nim kobiece, a ona z tego co w niej samej męskie, wtedy znów będą siebie potrzebować, a ta potrzeba utrzyma ich razem ze sobą.

Więź

Kiedy mężczyzna i kobieta przyjmą siebie nawzajem w pełnym tego słowa znaczeniu, powstaje dopełnienie ich miłości prowadzące do więzi, która jest nierozerwalna. To spełnienie miłości tworzy więź niezależnie od tego czy połączą się oni węzłem małżeńskim i od wszelkich innych rytuałów.

Istnienie tej więzi widać po tym, jakie niesie ze sobą działanie. Kiedy ktoś się na przykład lekkomyślnie rozstaje z partnerem, z którym połączyło go spełnienie miłości, wtedy z reguły nie uda się mu utrzymać kolejnego partnera. Ten następny czuje bowiem podświadomie pierwszą więź i nie ma odwagi przyjąć w pełni człowieka, którego kocha. Kiedy mężczyzna pozostawia kobietę i ponownie weźmie ślub, to być może ta druga partnerka zacznie uznawać się za lepszą i powie: „Teraz mam go już dla siebie”. Jednak straci go, zwłaszcza wtedy, kiedy będzie triumfować. W ten sposób jeszcze bardziej uznaje więź swojego partnera z tą kobietą, która była przed nią.

Nie przyjmie ona też w pełni mężczyzny, co zauważyć można często w ustawieniu. Nie ma odwagi stanąć blisko partnera, ponieważ nie jest to jego pierwsza, a druga więź.

Głębię więzi można odczytać poprzez działanie. Rozstanie z pierwszą miłością najtrudniej się spełnia i najbardziej boli. Kiedy druga więź zostaje przerwana, ból jest już mniejszy. Przy trzecim rozstaniu zmniejsza się jeszcze bardziej..

Więź jednak to nie to samo, co miłość. Miłości może być mniej, mimo że więź będzie głębsza. Odwrotnie, miłość może być głęboka, a więź mniejsza. Więź powstaje poprzez seksualne spełnienie. Stąd powstaje ona również na skutek kazirodztwa i gwałtu. Aby później możliwa była nowa więź, uwolniona musi zostać ta pierwsza. Stanie się to dopiero wtedy, kiedy się ją uzna i kiedy uszanuje się tego pierwszego partnera. Ten, kto oczernia pierwszą więź, ten staje kolejnej na drodze.

Hierarchia

Owocem miłości między mężczyzną i kobietą jest dziecko. Tu też istnieje porządek miłości, którego należy przestrzegać. Nazywany go hierarchią miłości. Kieruje się on początkiem, co oznacza, że to co było wcześniej, ma pierwszeństwo przed tym, co było później. W rodzinie jest najpierw para i to ich miłość buduje rodzinę. Stąd ta miłość jest przed tym, co przychodzi później, czyli przed byciem rodzicami i przed ich miłością do dziecka. Często w rodzinach jest jednak tak, że dzieci otrzymują całą uważność, a wtedy rodzice nie są już w pierwszej kolejności parą, tylko przede wszystkim matką i ojcem. W takiej sytuacji dzieci nie mogą czuć się dobrze.

Kiedy relacja partnerska ma pierwszeństwo, ojciec mówi do dziecka: „W tobie szanuję i kocham również twoją matkę”. Matka zaś wypowiada słowa: „W tobie szanuję i kocham twojego ojca”. Wtedy miłość rodziców jest kontynuacją ich miłości jako pary i dopiero teraz dzieci czują się dobrze.  

Niektóre rodziny składają się z wielu osób, na przykład wtedy, kiedy mężczyzna miał już wcześniej żonę i zabrał ze sobą dzieci do nowego związku. Jak wygląda w takim wypadku hierarchia?

Są w pierwszej kolejności matką i ojcem, a później parą. Ich miłość nie ma swojej kontynuacji w dzieciach, ponieważ w pierwszej kolejności są rodzicami. Wtedy należy uznać nowego partnera, zwłaszcza to, że jest on w pierwszej kolejności matką czy ojcem swoich własnych dzieci, i że jego największa miłość i największa siła płynie ku tym dzieciom, a tym samym oczywiście do wcześniejszego partnera. Dopiero potem jego miłość i siła płyną do nowego partnera. Kiedy obie strony uznają ten fakt, wtedy miłość będzie mogła się spełnić.

Kiedy jednak jedno drugiemu powie: „Mam pierwszeństwo do tej miłości, a dopiero później są dzieci“, wtedy związek jest zagrożony i ciężko go będzie utrzymać na dłużej. Kiedy  para ta ma z czasem wspólne dzieci, to i tak pozostają w pierwszej kolejności rodzicami dla tych dzieci, które były wcześniej, w drugiej partnerami, a w trzeciej rodzicami wspólnych im dzieci. To byłby ten właściwy porządek. Kiedy się o tym wie, można w wielu rodzinach załagodzić konflikty, a nawet ich uniknąć.

To tyle jeśli chodzi o pewne porządki miłości między mężczyzną a kobietą.