Prządki pomagania – szersza perspektywa

Prządki pomagania – szersza perspektywa (maj 2003)

Bert Hellinger

Pomaganie to swoisty rodzaj sztuki, tak jak inne wymagający posiadania określonych kompetencji i kwalifikacji, które można posiąść i wyćwiczyć i których można się nauczyć. Tutaj szczególnie ważna jest także umiejętność wczucia się w tego, kto tej pomocy szuka. Chodzi o wgląd w to, co jest dla niego właściwe i co pozwoli mu wyjść poza siebie samego, aby wkroczyć w coś o wiele większego.   

Pomaganie jako wyrównanie

My, ludzie, jesteśmy prawie pod każdym względem zdani na pomoc innych, bo tylko w taki sposób możemy się rozwijać. Jednocześnie jednak jesteśmy niejako zobowiązani do tego, aby i innym pomocy udzielać. Ten, kogo się nie potrzebuje, kto nie jest w stanie być dla innych, maleje i staje się samotny. Pomaganie służy zatem nie tylko innym – wzbogaca również nas samych.

Jest z reguły procesem działającym w dwie strony, na przykład w związku partnerskim. Powstaje poprzez potrzebę wyrównania. Osoba, która otrzymała to, czego sobie zażyczyła albo czego potrzebowała, również chce coś dać, aby w ten sposób to pomaganie wyrównać.

            Często wyrównanie poprzez oddanie jest możliwe tylko w ograniczony sposób, na przykład w odniesieniu do naszych rodziców. To, co od nich otrzymaliśmy, przerasta to, co jesteśmy im w stanie oddać. Wszystko, co nam pozostaje, to uznanie daru, który otrzymaliśmy i złożenie płynącego z głębi serca podziękowania. Wyrównanie poprzez dawanie i związane z tym odciążenie udaje się nam w tym wypadku tylko poprzez przekazywanie dalej tego, co otrzymaliśmy, na przykład naszym dzieciom.

            Dawanie i branie odbywa się na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, między tymi, którzy są sobie równi, tak jak w przypadku związku partnerskiego, co z kolei wymaga od nas wzajemności. Po drugie między rodzicami i dziećmi albo miedzy tymi, którzy są ponad nami lub są w potrzebie. Branie i dawanie podobne jest tu do rzeki, która niesie ze sobą wszystko, co napotka na swojej drodze. Takie dawanie i branie ma największą wartość, jest pomnażaniem, jest nastawione na przyszłość. Takie pomaganie potęguje to, co zostało nam podarowane. Obdarowany wzrasta, zaś pomagający włącza się w ten sposób w coś większego, bogatszego i trwającego o wiele dłużej.

Takie pomaganie zakłada, że najpierw musimy coś przyjąć, gdyż tylko wtedy pojawia się w nas potrzeba i siła, aby nieść pomoc innym, w szczególności kiedy to pomaganie wiele od nas wymaga i wiele nas kosztuje. Równocześnie zakłada ono, że ci, którym chcemy pomóc, tejże pomocy potrzebują i pragną. W przeciwnym razie nasze starania pójdą na marne. Zamiast połączyć, podzielą nas i poróżnią.

Pierwszy porządek pomagania

  • Pierwszy porządek pomagania polega na tym, że należy dawać tylko to, co się ma i oczekiwać oraz przyjmować to, czego się naprawdę potrzebuje.                   
  • Wykroczenie przeciwko pierwszemu porządkowi pomagania następuje wtedy, kiedy jeden chce dać to, czego nie ma, a drugi przyjąć to, czego mu nie potrzeba. Albo, kiedy ktoś oczekuje i wymaga czegoś, czego inny mu dać nie może, ponieważ sam tego nie posiada. Także wtedy, kiedy komuś nie wolno dawać, ponieważ swoim darem odebrałby drugiej osobie coś istotnego, coś, co ta jest w stanie ponieść sama, może, a czasami nawet musi ponieść sama oraz, co może albo, co wolno jej samej uczynić. Chodzi tu na przykład o samodzielne działanie albo samodzielne niesienie trudów życia. Dawanie i branie mają zatem swoje granice, zaś sztuka pomagania polega na dostrzeżeniu tych granic, uszanowaniu ich i pełnym im oddaniu.

Taki rodzaj pomagania ma w sobie wiele pokory. To umiejętność rezygnacji w obliczu oczekiwań i cierpień drugiej osoby. To, na co pomagający powinien pozwolić i sobie i temu, któremu pomocy udziela, ujawnia się w szczególności podczas ustawienia rodzin. Ta pokora i rezygnacja stoją w sprzeczności z wieloma dotychczasowymi wyobrażeniami o prawidłowym pomaganiu, czego efektem są zarzuty i oskarżenia kierowane często w stronę osób zajmujących się pracą ustawieniową.

Drugi porządek pomagania

Pomaganie służy z jednej strony przetrwaniu, z drugiej rozwojowi i wzrastaniu. Przeżycie, rozwój, wzrastanie zależą od szczególnych warunków, zewnętrznych oraz wewnętrznych.

            Wiele zewnętrznych uwarunkowań jest nam danych z góry i nie można ich odmienić. Należą do nich: choroba dziedziczna, skutki pewnych wydarzeń czy też własnej lub cudzej winy. Kiedy pomaganie nie bierze pod uwagę tych zewnętrznych warunków albo nie chce ich do siebie dopuścić, skazane jest na niepowodzenie.

            Porażka stanie się naszym udziałem także wtedy, kiedy pominiemy uwarunkowania wewnętrzne, do których należy na przykład uwikłanie w losy innych członków rodziny, ślepa miłość, która poprzez pewien rodzaj magicznego myślenia pozostaje w łączności z sumieniem. Co to w szczególności oznacza, wyjaśniłem szczegółowo w mojej książce pt.: „Porządki miłości” w rozdziale „O niebie, które sprowadza chorobę i ziemi, która uzdrawia”.

            Los innych często wydaje się być ciężki i pomagający nie mogą oprzeć się pokusie, aby go zmienić. Ta potrzeba wynika jednak bardzo często z poczucia własnej niemocy w obliczu tych przeżyć i z reguły nie wychodzi od samego zainteresowanego. 

Jeśli jednak potrzebujący mimo to chce, żeby udzielono mu pomocy, robi tak czasami nie dla siebie, ale dla osoby pomagającej, by to jej ostatecznie ulżyć. Wtedy to pomaganie staje się braniem, a przyjmowanie pomocy – dawaniem.

  • Drugi porządek pomagania polega na dostosowaniu się do zaistniałych warunków i rozpoczyna swoje działanie tylko wtedy, kiedy pozwolą na to okoliczności. Takie pomaganie jest pełne powściągliwości i ma w sobie ogromną siłę.
  • Nieporządek pomagania to w tym wypadku pomijanie okoliczności, zamiast, wraz z osobą której mamy pomóc, uważne i odważne przyjrzenie się im. Chęć pomagania wbrew temu co się objawia, jest szkodliwe nie tylko dla pomagającego, ale i dla tego, który tej pomocy oczekuje lub któremu została ona zaproponowana, czasem także wręcz narzucona.

Pierwotny obraz pomagania.

Pierwotny obraz pomagania wywodzi się z relacji miedzy rodzicami i dziećmi, w szczególności między matką i dzieckiem. Rodzice dają, dzieci biorą. Rodzice są duzi, silni i bogaci, dzieci natomiast małe, słabe i biedne. Ponieważ rodzice i dzieci połączeni są ze sobą głęboką miłością, branie i dawanie może być, w przypadku tej relacji, niemal nieograniczone.

Dzieci mogą oczekiwać od rodziców prawie wszystkiego, ci z kolei gotowi są im prawie wszystko ofiarować. W relacji rodzic – dziecko oczekiwania i gotowość do ich spełniania są koniecznością i odbywają się w zgodzie z porządkiem.

Ten porządek obowiązuje tak długo, jak długo dzieci są małe. Wraz z upływem czasu rodzice stawiają dzieciom granice, dzięki którym dochodzi do wzajemnego docierania się i   dojrzewania. Czy to jest jednak powód, aby ich mniej kochać? Czy rodzice byliby lepsi, gdyby nie stawiali żadnych granic? A może okazują się być dobrzy właśnie dlatego, że wymagają od swoich pociech czegoś, co pozwoli im się przygotować na dorosłe życie? Dzieci niejednokrotnie czują złość w stosunku do rodziców, ponieważ wolą zachować swoją pierwotną zależność. Ale właśnie dlatego, że rodzice powstrzymują się od udzielania pomocy i zawodzą ich oczekiwania, pomagają uwolnić się od tej zależności uwolnić, tak aby mogły one stopniowo stawać się coraz bardziej samodzielne i działać coraz bardziej odpowiedzialnie. Tylko w ten sposób dzieci mogą zająć miejsce w świecie ludzi dorosłych –  przestając brać, a zaczynając dawać.

Trzeci porządek pomagania

Wielu terapeutów, czy też osób zajmujących się psychoterapią, mniema, że ich zadaniem jest pomaganie klientowi w taki sposób, w jaki rodzice pomagają swojemu małemu dziecku. Także odwrotnie – często osoby szukające pomocy oczekują od terapeutów takiej samej uważności, jaką rodzice darzą dziecko. Pragną w ten sposób otrzymać to, czego oczekiwali i wymagali od swoich rodziców.

Co się jednak dzieje, kiedy osoba pomagająca spełnia takie oczekiwania? Klient i terapeuta wdają się ze sobą w tzw. długi związek. Dokąd on prowadzi? Pomagający zajmują pozycję rodziców i stopniowo zaczynają wyznaczać osobie szukającej pomocy granice, co prowadzi do rozczarowania. Osoba szukająca pomocy czuje wtedy dokładnie to samo, co czuła w stosunku do swoich rodziców. W ten sposób terapeuci, którzy zajęli miejsce rodziców, i być może postanowili nawet być lepsi od matki i ojca klienta, wręcz się do nich upodobnili. Terapeuci, którzy pozostają w tym przeniesieniu relacji, utrudniają klientowi pożegnanie zarówno z rodzicami, jak i z nimi samymi.

Równocześnie przeniesienie roli z rodzica na dziecko i z dziecka na rodzica utrudnia rozwój osobisty klienta i wzrastanie samego terapeuty.

Zilustruję to następującym przykładem:

            Kiedy młodszy mężczyzna bierze sobie za żonę starszą kobietę, dla wielu jest oczywiste, że szuka zastępstwa własnej matki. A czego szuka ona? Oczywiście ojca. Zasada ta sprawdza się też w drugą stronę. Kiedy starszy mężczyzna bierze sobie młodszą kobietę, wiele osób mówi, że szuka ona sobie w ten sposób ojca. A on? Szuka kogoś, kto zastąpi mu matkę. Bez względu na to, jak dziwnie to brzmi, kto długo pozostawał na etapie uzależnienia i do tego chce tę pozycję zachować, ten wzbrania się przed zajęciem wśród dorosłych równorzędnej pozycji.

Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy postawa taka jest na krótki okres czasu na miejscu i właściwa. To znaczy pomagający zastępuje szukającemu pomocy jego rodziców, na przykład wtedy, kiedy wcześnie przerwany pierwotny nurt miłości musi osiągnąć swój cel. Kiedy małe dziecko nie mogło się dostać ani do matki ani do ojca, mimo że bardzo ich potrzebowało i za nimi tęskniło, na przykład w czasie dłuższego pobytu w szpitalu, jego tęsknota zamienia się w żal, rozpacz i wściekłość. Dziecko odsuwa się wtedy od swoich rodziców, a z czasem też od innych ludzi, mimo że tak naprawdę bardzo ich potrzebuje. Negatywne skutki wcześnie przerwanego nurtu udaje się naprawić, kiedy zostanie on na powrót doprowadzony do celu. Wtedy właśnie terapeuta zastępuje przez krótki czas matkę lub ojca klienta z tamtego okresu, a klient jako dziecko może wreszcie doprowadzić przerwany nurt do końca. Pomagający reprezentuje teraz prawdziwych rodziców, nie zajmuje jednak ich pozycji i nie próbuje być lepszą matką czy też lepszym ojcem. Nie dochodzi w tym wypadku do sytuacji przeniesienia, z której klient musi się uwalniać, bo pomagający sam prowadzi go od siebie ku biologicznym rodzicom. Oboje mogą się w ten sposób od siebie uwolnić.

            Według tego wzoru harmonii z biologicznymi rodzicami, terapeuta może już na początku udaremnić jakiekolwiek próby przeniesienia wzorca dzieci – rodzice. Kiedy w sercu czci rodziców klienta, odnosi się do nich z należytym szacunkiem i kiedy pozostaje w harmonii z ich losem, wtedy klient w osobie pomagającego spotyka swoich rodziców i nie jest już w stanie ich unikać.

            Ta sama zasada obowiązuje wtedy, kiedy pomagający ma do czynienia z dziećmi. Dzieci będą się przy nim czuły dobrze tylko wtedy, kiedy będzie on im rodziców zastępował, ale nie będzie zajmował ich miejsca.

  • Trzeci porządek pomagania dotyczy sytuacji, kiedy terapeuta staje naprzeciwko klienta z pozycji osoby dorosłej i nie pozwala sobie na przyjęcie roli jego rodziców. To, że dla wielu postawa taka jest trudna do zaakceptowania i często poddawana krytyce, wydaje się być całkowicie zrozumiałe. Paradoksalnie ten „ciężar” jest uznawany za uzurpację i zarozumiałość, mimo że po bliższym przyjrzeniu się całemu procesowi okazuje się, iż przeniesienie rodzice – dzieci jest o wiele większym przywłaszczeniem.
  • Nieporządek pomagania powstaje w tym wypadku wtedy, kiedy pozwolimy osobie dorosłej stawiać wymagania pomagającemu, tak samo jak dziecko stawia je rodzicom, a pomagającemu traktować klienta jak dziecko i odebrać mu coś, czego skutki powinien i może ponieść sam.

            Jest to trzeci porządek pomagania, który odróżnia w znaczący sposób pracę ustawieniową i pracę z ruchami duszy od pozostałych metod psychoterapii.

Czwarty porządek pomagania

Pod wpływem klasycznej psychoterapii wielu terapeutów traktuje swoich klientów jako odizolowane jednostki, co także może być powodem przeniesienia pozycji rodzice – dziecko.

            A przecież każdy jest częścią swojej rodziny. Gdy osoba pomagająca zda sobie z tego w pełni sprawę, jest w stanie zauważyć, kogo klient potrzebuje, a komu być może jest jeszcze coś winien. Wtedy jedynie, kiedy terapeuta widzi w kliencie jego rodzinę i przodków oraz partnera i dzieci, wtedy dopiero widzi go naprawdę i wtedy dopiero jest w stanie zrozumieć, kto przede wszystkim w tej rodzinie potrzebuje szacunku i pomocy. Także w którym kierunku i do którego członka rodziny klient powinien się zwrócić, aby móc zrobić właściwy i decydujący krok, przynoszący mu rozwiązanie.

            Oznacza to, że pomagający powinien nie tyle wczuwać się na poziomie osobistym, co systemowym. Nie wolno mu też wchodzić w osobisty układ z klientem. To jest czwarta zasada porządku pomagania.

  • Nieporządek powstaje wtedy, gdy nie patrzy się na istotne dla całości osoby, które trzymają w dłoniach klucz do rozwiązania problemu. Chodzi tu przede wszystkim o tych, którzy zostali w rodzinie wykluczeni, na przykład dlatego, że z jakiegoś powodu wstydzono się ich.

Także i tutaj istnieje duże niebezpieczeństwo, że to systemowe wczuwanie się może zostać przez klienta uznane za bezwzględne, zwłaszcza wtedy, gdy ma on w odniesieniu do terapeuty dziecinne roszczenia. Kto jednak poszukuje rozwiązania pozostając na poziomie osoby dorosłej, ten postrzega systemowy sposób postępowania jako wyzwolenie i źródło siły.

Zupełnie inaczej będziemy pomagać, kiedy podczas ustawienia zobaczymy za kimś jego rodziców i jego los. Dzięki temu możemy popatrzeć na coś większego. Najpierw jednak przyjmujemy z szacunkiem do serca rodziców i kłaniamy się przed nimi.

Pozostaje jednak jeszcze jeden problem. Co możemy zrobić dla klienta, kiedy ten zaczyna się uskarżać na rodziców albo na swój los? Właściwie nic. Kto bowiem obwinia swoich rodziców, już ich stracił. W takim wypadku nie wolno nam pomagać.

Pewne działanie jest jednak w tym wypadku dopuszczalne. Możemy na przykład wypowiedzieć następujące słowa: „Kiedy tak na Ciebie patrzę, zauważam, jak byli wielcy”. Co wtedy zrobi nasz klient? Przestanie się na nich użalać.

Piaty porządek pomagania

Ustawienia rodzin łączą ze sobą to, co było wcześniej oddzielone. Służą pojednaniu, zwłaszcza z rodzicami, któremu na drodze stoi rozróżnianie pomiędzy dobrymi i złymi członkami rodziny. Wielu terapeutów pozostaje pod wpływem swojego sumienia albo uwięzionej w granicach sumienia opinii publicznej. Dzieję się tak wtedy, kiedy klient uskarża się na swoich rodziców, na warunki swojego życia czy też los i kiedy terapeuta także uznaje  taką wizję za swoją. Wtedy zamiast pojednaniu służy konfliktowi i podzieleniu. Pomagać w myśl pojednania może tylko ten, który robi w swojej duszy miejsce temu, na kogo klient się uskarża. W ten sposób pomagający jako pierwszy przyjmuje do własnej duszy to, co klient jeszcze przyjąć musi. Stawia niejako pierwszy krok, na który klient nie jest w stanie sobie jeszcze pozwolić.

  • Piąty porządek pomagania to miłość do każdego człowieka takiego, jakim on jest, bez względu na to, jak bardzo się ode mnie różni. W ten sposób terapeuta otwiera przed klientem swoje serce. Staje się jego częścią. To, co pojednało się w sercu pomagającego, może pobratać się także w systemie klienta.
  • Zaburzeniem tego porządku byłoby wydawanie wyroku na innych, oparte na moralnych osądach. Kto pomaga naprawdę, nie wyrokuje.

Szósty porządek pomagania

Co tak naprawdę robią ludzie, kiedy skarżą się na swoje dzieciństwo? Życzą sobie, żeby było inaczej, niż to miało kiedyś miejsce. Co się dzieje w osobie pomagającej, kiedy ona także zaczyna żałować i także chciałaby, by było inaczej niż było? W ten sposób zostają oni odcięci od rzeczywistości takiej, jaką była.

To, co się wydarzyło, będzie dla nas siłą tylko wtedy, kiedy bez sprzeciwu zostanie uznane i kiedy uzyska nasza pełną aprobatę. Kto się zatem uskarża, traci ten potencjał, a wszystko co miało miejsce, było na darmo.

          Czyli jako osoba pomagająca zgadzam się bez żalu na to, co było, takim jakim było.

  • Jest to szósta zasada odnosząca się do porządku pomagania. W ten sposób zyskuję siłę, a przeze mnie i dzięki mnie zdobywa ją również druga osoba, a to z kolei pozwala jej na zaakceptowanie przeszłości taką, jaka ona jest.
  • Nieporządek zachodzi tu wtedy, kiedy chcemy by było inaczej, niż było. Jak poznać, że terapeuta chce, aby było inaczej? Kiedy zaczyna pocieszać swojego klienta. Pocieszanie oznacza: Żałuję razem z tobą, że było tak, jak było.

Szczególny rodzaj postrzegania

Aby działać zgodnie z porządkami pomagania, potrzeba szczególnej umiejętności postrzegania. Nie da się tego, co tu powiedziałem o pomaganiu zastosować metodycznie. Kto będzie próbował tak postępować, będzie działał rozumowo, a nie postrzegał. Będzie się zastanawiał i sięgał po wcześniejsze doświadczenia, zamiast zdać się na sytuację jako całość i wydobywać z niej to, co najistotniejsze. Stąd postrzeganie to jest zarówno ukierunkowane na to, co się ukazuje jak i od tego oddalone.

Przy postrzeganiu takim kieruję swoją uwagę na osobę, bez woli osiągnięcia czegoś określonego, bez jakichkolwiek zamiarów i bez oczekiwań.

Postrzeganie to wypływa z wewnętrznego skupienia. W nim pozostawiam za sobą przemyślenia, zamiary, rozróżnienia i lęki. Otwieram się na coś, co porusza mną bezpośrednio od środka. Ten, kto jako przedstawiciel w pracy ustawieniowej chociaż raz zdał się na ruch Duszy i pozwolił się poprowadzić, wie, o czym mówię. Postrzega coś, co umożliwia mu precyzyjne ruchy, pozwala zobaczyć obrazy, usłyszeć dźwięki i doświadczyć nietypowych uczuć. Kierują nim one zarówno od środka jak i od zewnątrz. Postrzeganie i działanie łączą się ze sobą. Postrzeganie to jest zatem o wiele bardziej produktywne, niż receptywne. Prowadzi do coraz głębszego działania.

            Czas pomagania jest z reguły krótki. Pozostaje przy tym, co istotne, pokazuje kolejny krok, wycofuje się szybko i pozostawia drugiemu jego wolność. To rodzaj pomagania przejściowego. Dochodzi do spotkania, podana zostaje wskazówka, a następnie każdy znów podąża swoją własną drogą. Postrzeganie takie zauważa, kiedy pomoc jest na miejscu, a kiedy może przynieść jedynie szkodę, kiedy bardziej powoduje ubezwłasnowolnienie niż prowadzi do wspierania, kiedy  przynosi ulgę w cierpieniu, niż tej uldze służy. I na tym polega pokora i skromność.

Obserwacja, postrzeganie, wgląd, intuicja, harmonia

Być może pomocne okaże się w tym miejscu przedstawienie różnych form poznania, abyśmy pomagając, mogli sięgać po jak najwięcej z nich i spośród nich wybierać. Zacznę od obserwacji.

            Obserwacja jest wyostrzona, dokładna, nastawiona na detale i  tym samym w pewnym stopniu ograniczona. Wymyka się jej otoczenie, to co bliskie i to co dalekie. Ponieważ jest tak dokładna, jest też uchwytna, wnikliwa, a w pewien sposób również bezlitosna i agresywna. Jest warunkiem dokładnej nauki i wyrastającej z niej nowoczesnej techniki.

            Postrzeganie jest zdystansowane, potrzebuje pewnej odległości, zauważa kilka rzeczy równocześnie, zyskując w ten sposób ogląd sytuacji taką, jaką ona jest, widzi detale w pewnej przestrzeni i na swoim miejscu, jednak niezbyt dokładnie. To jest jedna strona postrzegania.

            Druga strona, to zrozumienie tego, co się obserwuje i widzi. Zauważone zostaje znaczenie jakiejś rzeczy albo procesu. Zagląda ono poza to, co zaobserwowane oraz dostrzeżone, pojmuje tym samym sens.

Do zewnętrznej obserwacji i postrzegania dochodzi  jeszcze wgląd.

            Wgląd wymaga obserwacji i postrzegania, bo bez nich nie jest możliwy. Odwrotnie: bez wglądu obserwacja i postrzeganie nie mają żadnego odniesienia. Obserwacja, postrzeganie oraz wgląd tworzą całość. Tylko jeśli działają w połączeniu ze sobą, jesteśmy w stanie nie tylko sensownie działać ale i sensownie pomagać. 

            Intuicja. Do wykonania i działania dochodzi jeszcze intuicja. Spokrewniona jest ona z wglądem, podobna do niego, ale nie będąca tym samym. Intuicja jest nagłym wglądem w następnym możliwym działaniu.

            Wgląd jest często ogólny, rozumie całe powiązanie i cały proces. Intuicja natomiast rozpoznaje kolejny krok i już z tego powodu jest dokładniejsza. Intuicja i wgląd mają do siebie takie samo odniesienie, jak obserwacja do postrzegania.

            Harmonia jest wewnętrznym postrzeganiem w szerszym znaczeniu. Jest ona, podobnie jak intuicja, nastawiona na działanie, zwłaszcza na działanie przynoszące pomoc. Wymaga wczucia się w drugą osobę i połączenia z nią na tej samej długości fali, na zasadzie współbrzmienia i pełnego zrozumienia. Zrozumienia pełnego akceptacji dotyczącej jej pochodzenia, rodziców, losu, możliwości i granic – również skutków jej zachowania, winy i ostatecznie śmierci.

            Będąc w harmonii żegnam się zatem z własnymi zamiarami, osądami, z moim poczuciem wyższości i z tym co chcę, powinienem lub muszę. Oznacza to, że łączę się na równi z moją własną harmonią, jak i harmonią drugiej osoby, co z kolei pozwala jej pozostać sobą, bez jakichkolwiek obaw i bez lęku przede mną. Tak samo i ja, będąc w harmonii z nią, mogę jednocześnie pozostać w sobie. Nie muszę zdawać się na drugą osobę, utrzymuję dystans i poprzez to jestem w stanie rozpoznać, co mogę i co wolno mi dla niej zrobić. Stąd harmonia jest stanem przejściowym. Trwa tylko tyle, ile potrzeba do działania przynoszącego pomoc. Nie ma tu miejsca na przeniesienie, na żadne związki terapeutyczne ani na przejmowanie odpowiedzialności za innych. Każdy pozostaje w obliczu drugiego wolny.