Rozmyślania Berta Hellingera
o szczęściu i nieszczęściu.
Fragmenty
Szczęście uwalnia i prowadzi nas na wyższy poziom.
Szczęście jest tym, co odczuwamy w lekkości.
Jest zostawieniem czegoś za sobą, co nas
przytłacza i wiąże.
Wymaga tym samym czegoś od nas,
jest wręcz osiągnięciem.
Nigdy nie jest czymś osobistym.
Szczęście jest tym, czym można się podzielić.
Co otwiera. Szczęście czyni nas wolnymi.
Szczęście żywi się tym, co przychodzi
z życzliwości w mojej rodzinie.
Przede wszystkim buduje się w nas
poprzez serdeczność dla mamy i taty.
Ludzie szczęśliwi szanują swoich rodziców,
a nawet ich kochają. Ta miłość zaś prowadzi
do szacunku i kochania innych
oraz do wzajemności.
Zaś nieszczęście, jako uczucie, łączy nas ze stagnacją.
Przychodzi do nas samo z siebie,
niewiele wręcz musimy robić, aby się ono pojawiło.
Żywi się wiernością wszelkim nieszczęściom,
które pochodzą z rodziny. Jednak taka wierności
jest wiernością dziecięcą – tym samym łącząc się
z nieszczęściem rodowym
pozostajemy jak dzieci.
Nieszczęśliwi ludzie doświadczają w sobie
odrzucenia i osądu rodziców, braku miłości do nich
i ich do siebie. Miłość przychodzi im z trudem,
a tym samym mozolne są ich relacje ze sobą
i z innymi ludźmi.
Jeśli zostają pokochani, to z reguły przez tych,
którzy gotowi są dzielić z nimi
ich własne nieszczęście i to nieszczęście wspierają.
Na przykład przez dzieci,
których gotowość do przejmowania
nieszczęścia rodziców jest niesamowita
oraz poruszająca.
Szczęścia jednak można się nauczyć.
Uczymy się go kochając.
Codziennie od nowa. Codziennie z szacunkiem.
Codziennie ufając, że wolno nam już
dorosnąć i zostawić za sobą to, co rodowe.
Jak? Z miłością.